Outback: Coober Pedy czyli na planie filmowym Mad Max:) [dzień 6]
25.10.2015 Niedziela
Śmiało można powiedzieć, że Coober Pedy to miejsce szczególne i chyba jedyne takie na świecie, gdzie ludzie w większości mieszkają pod ziemią.
Jest to małe lecz najlepiej znane miasteczko położone na totalnym pustkowiu w Australii Południowej (stan South Australia). Co ciekawe jest to największe na świecie miejsce wydobycia szlachetnych opali mlecznych (white opals).
Byłam bardzo niezadowolona kiedy rano zadzwonił budzik, gdyż nie pamiętam takiego dnia kiedy spałoby mi się tak dobrze jak tutaj. Ciemno, żadnych rozpraszających świateł lamp ulicznych, totalna cisza – jedni powiedzieliby jak w grobie:) i na dodatek cudowny zapach… Nie wiem jak to możliwe, ponieważ geologiem nie jestem, ale zapach tego kamienia, w którym wykuty był pokój był istnym spa dla mojego nosa. Spało się cudownie. Żal było żegnać się z tym miejscem po tak krótkim czasie, szczególnie, że Rick okazał się bardzo rozmowny i potwierdzał, że mieszkanie pod ziemią jest po prostu wynalazkiem na miarę złota. „Dugouts” bo tak nazywają swoje domy chronią ich nie tylko przed upałami sięgającymi podczas lata 50 stopni Celsjusza, ale także przed częstymi burzami piaskowymi. Co ciekawe temperatura pod ziemią cały rok jest stabilna i wynosi 21 stopni Celsjusza, dzięki czemu nie muszą zimą używać tzw. heaterów, jak to czynią mieszkańcy Sydney.
Nikt z nas nie spodziewał się również tego ranka, obok naszego podziemnego resortu spotkamy kangura. Musiał być bardzo spragniony, gdyż zbliżył się do wielkiego zbiornika na deszczówkę, ale kiedy zobaczył czwórkę dziwaków robiących mu zdjęcia, niestety uciekł.
Była niedziela, także nie byliśmy pewni, czy uda nam się cokolwiek zobaczyć, ale na szczęście Umoona Opal Mine & Museum było otwarte. Bardzo fajne miejsce, gdzie można zobaczyć pół godzinny filmik opowiadający o początkach gorączki opala w Coober Pedy, zwiedzić kopalnię oraz przykładowe mieszkanie z przezabawnym leciwym przewodnikiem, który de facto spędził całe dotychczasowe swoje życie kopiąc pod ziemią. Także mieliśmy informacje z pierwszej ręki. To on wyjaśnił nam, że wentylacja w „dugouts” polega na wydrążeniu dwóch dziur, jedną powietrze wpada, a drugą wypada – proste:)
W Coober Pedy większość poszukiwaczy opala to osoby prywatne, które wykupywały część ziemi i zaczynały szukać. Albo stawałeś się bankrutem, albo milionerem. Wszystko zależało od szczęścia. Wydobycie trwa nadal, choć krajobraz miasta iście przypomina krajobraz księżycowy. Fałdy ziemi, góry piasku, kamieni, stare pozamykane kopalnie, zepsute maszyny, samochody, przyczepy. Wszystko to na powierzchni tworzy taki wymarły klimat, że aż trudno uwierzyć, że pod powierzchnią ziemi tętni życie. Jest tam wszystko: mieszkania, sklepy, restauracje nawet kościoły.
Osobiście byłam zafascynowana tym, jak Ci ludzie mogą tutaj żyć i jak wygląda ich codzienność. W tym całym niesamowitym krajobrazie nie odnalazłam drzew, wszystko było wysuszone i spalone od słońca, przynajmniej tak to się rysuje teraz w mojej wyobraźni kiedy pomyślę o Coober Pedy. Co nie zmienia faktu, że jest to miejsce, które po prostu trzeba zobaczyć będąc w Australii, a szczególnie jeśli jest się fanem Mad Maxa. To właśnie tutaj wokół Coober Pedy był kręcony w 1985 roku Mad Max Beyond Thunderdome (Mad Max pod Kopułą Gromu).
Wczesnym popołudniem ruszyliśmy dalej w trasę. Czekała nas długa droga i tak naprawdę chcieliśmy dojechać jak najdalej. Nie mieliśmy zarezerwowanych noclegów. Postanowiliśmy jechać i szukać po drodze kawałka podłogi:) To właśnie tego dnia pożegnaliśmy się na dobre z outbackiem i chyba nie tylko mnie kręciła się łezka z tego powodu.
Pierwszym większym miastem, do którego dojechaliśmy było Port Augusta. Szczerze, z Dominikiem byliśmy załamani kiedy zobaczyliśmy na raz tylu ludzi i dotarło do nas, że zostawiliśmy za sobą inny świat, a przede wszystkim inną Australię, tę, w której się zakochaliśmy.
W Port Augusta przeżyliśmy również szok termiczny, ponieważ temperatura spadła z 40 stopni, które były w Coober Pedy do 20. Zamarzałam w sukience, w której pociłam się jeszcze kilka godzin wcześniej, co spotęgowało moje rozczarowanie i chyba ten dzień zakończyłabym już w kiepskim nastroju gdyby nie przypadkowe spotkanie dwójki polskich rowerzystów, których spostrzegliśmy na drodze u wylotu Port Augusta.
Cóż to była za radość i duma, że to właśnie nasi rodacy przemierzają Australię na rowerze. Jak się później okazało, mieli już niejeden kontynent za sobą:) O wspaniałej podróży, która myślę stała się ich sposobem na życie możecie poczytać na ich blogu www.biketheworld.pl. Byliśmy pełni podziwu dla Adeli i Krisa, ale zarówno my jak i oni musieliśmy ruszać dalej. Nocleg znaleźliśmy około 22.00 w Port Wakefield, 98 km od Adelaidy. Był to motel przydrożny, który przypominał mi te z filmów amerykańskich:) Warunki niczego sobie, zmęczeni zasnęliśmy szybko.
Port Wakefield Motel & House Apartments
Cena za osobę w pokoju czteroosobowym: 40$
Po zgaszeniu swiatła już nie jest tak przyjemnie ;)
A ta dziura na samym końcu to miejsce na rozbicie namiotu (sic!)
W tym przypadku warto iść do światełka w końcu tunlu
Tak prezentuje się nasz hotel
Tutaj nic się nie marnuje ;)
Podobno ich wiele w Australii, a to był akurat nasz pierwszy i na dodatek żywy
Tutaj lepiej po ciemku nie chodzić
Zamwiamy i szukamy opali
Welcome To Cobber Pedy
Ten pojazd służy do wydobywania opali i jeśli dobrze pamiętamy to jest odkurzacz :D
Jeden z wielu
Znalazł się nawet statek kosmiczny
Australia też ma swoją wielką stopę
Kobiety jak zwykle ciekawskie
Po porstu stał i pozował
Miejsce gdzie kobiety namawiają mężczyzn na wydatki
Wszystkie bawrwy w jednym kamieniu
W drodze do mieszkania
I teraz znajdź drogę do ubikacji … ;)
Kilka metrów pod ziemią …
… przy sztucznym świetle …
… mieszkają i żyją ludzie
Nasz przewodnik
Na szczęście nie mumia
Niewydobybty opal, który nie ma żadnej wartości
Szczyt kopalnii osiągnięty ;)
Tak mniej więcej wygląda miasto Coober Pedy
Niestety jeden z wiely :(
Roślina ktora jest bardziej zadziorna niż ciernie! Lepiej w sandałach po nich nie chodzić
O a tam … tam się kierujemy …
Gdyby nie ten FIAT to widać by było słone jezioro
W dali to słone jezioro
Outback to miejsce pełne kontrastów
Spokojnie to droga do …
Tags:Coober Pedy, outback
Trackback from your site.
Aga
| #
Jakim aparatem robicie zdjęcia?
Czy można się spodziewać kontynuacji relacji z Waszej podróży? Dopiero zaczęłam się wciągać, a tu już koniec :(
Pozdrawiam
Reply
Dominik
| #
Wszystkie zdjęcia i filmy były robione aparatem Sony a6000.
Oczywiście, że będzie kontynuacja. Potrzebujemy tylko trochę wolnego czasu :)
Reply
Ania Gordon
| #
Witam, nazywam się Ania Gordon i jestem nauczycielem.
Zastanawiam się jaki wpływ na ludzi ma tekst pisan))
Reply