• Home
  • Cairns i okolice

W cztery oczy z krokodylem na Daintree River

W ostatni nasz dzień w tropikalnej północy postanowiliśmy jeszcze wcielić się w rolę bohatera filmu „Krokodyl Dundee”.

Z bólem serca żegnaliśmy naszą leśną chatkę i cały resort. Bar, w którym chcieliśmy spróbować mięsa z krokodyla okazał się zamknięty, także nie pozostało nam nic jak tylko zobaczyć je jeszcze żywe.

W miejscu gdzie przeprawialiśmy się promem, organizowane były rejsy po rzece Daintree River, w której żyły te jakże urocze zwierzęta. Starałam sobie wmówić, że pewnie są już udomowione, a jeśli nawet nie, to na pewno już oswoiły się ze stadem turystów, wlepiających w nie swoje ślepia oraz cykających tuzin zdjęć. No przecież gdyby były agresywne to zakazaliby takich wycieczek… ale czy tak faktycznie było, tego nie wie nikt… no może tylko krokodyl :)

Mój skrawek raju – koralowe miasto

Będąc w tak dziwnym miejscu – gdzie krokodyle uniemożliwiają podziwianie rafy z brzegu, postanowiliśmy oczywiście znaleźć na to inny sposób.

Wybraliśmy się z firmą Ocean Safari na dwie rafy: Mackay oraz Undine Reefs. W Cape Tribulation można tylko posnorkować, więc jeśli ktoś chciałby nurkować to musi szukać innego miejsca (np. Cairns). Wypłynęliśmy rano szybką łódką (wyglądem przypominała żółty ponton z silnikiem :) i już po 25 minutach byliśmy na miejscu. Zaletą oferty tej firmy jest z pewnością kameralna atmosfera.  Łódka zabiera tylko 25 osób. Dzięki czemu instruktor snorkelingu był w stanie „ogarnąć” całą grupę i pokazać nam co ciekawsze ryby oraz doskonale znał miejsce występowania pięknych ogromnych żółwi!

Cape Tribulation – gdzie rafa koralowa i las deszczowy łączą się ze sobą

Kiedy planowałam wyjazd do tropikalnej północy Australii, wiedziałam, że do tego miejsca musimy dotrzeć choćby „skały srały”. W przewodniku wyczytałam, że to jedyne takie miejsce na Ziemi, gdzie rafa koralowa dosłownie styka się z lasem deszczowym! I faktycznie kiedy popatrzymy na mapę Google, to właśnie tak to wygląda:) Niesamowite!

Od Cape Tribulation dzieliło nas tylko 40 minut drogi samochodem pięknej trasy z Crocodylus Village przez Daintree Rainforest. Ponieważ na rafę wybieraliśmy się dopiero nazajutrz, postanowiliśmy dzisiejszy dzień spędzić spacerując po lesie, plaży, zejść wszystkie możliwe trasy i dosłownie „wycisnąć do ostatniej kropli” to nietypowe miejsce.

Crocodylus Village – spartański nocleg w kontakcie z naturą

Nasza chatka w Crocodylus Village w Cow Bay okazała się strzałem w dziesiątkę.

Ukryty w gęstwinie lasu deszczowego cały resort wyglądał dosyć egzotycznie, co by nie powiedzieć, że hardcorowo:) GPS prowadził nas na parking, który ukryty był w lesie. Następnie drewniana strzałka wskazywała recepcję, do której dostaliśmy się krętą, wąską ścieżką zaznaczoną sznurkiem i oświetloną gdzie nie gdzie wbitymi w ziemię lampkami solarnymi. Jest klimacik! Już się nam podoba.

Mossman Gorge i tropikalna ulewa

Czwartego dnia naszego pobytu na północy Australii wyruszyliśmy z Cairns w kierunku najstarszego lasu deszczowego Daintree National Park, a dokładnie miejscowości Cow Bay, gdzie czekała na nas wynajęta chatka w sercu lasu deszczowego:)

Dzień był jak zwykle gorący i parny, co zapowiadało deszcze. Postanowiliśmy nie zrażać się tym wcale. Po drodze do Cow Bay mieliśmy w planach zobaczyć Mossman Gorge -południową część Daintree National Park, który jest wpisany na listę UNESCO.