Outback: Kata Tjuta i droga do Coober Pedy [dzień 5]
Sobota 24.10.2015
Dla mnie ten dzień jest z pewnością warty zapamiętania z wielu to powodów. Dla Dominika z kolei z powodu porannej pobudki, którą zarządziłam o 4:30 rano, nie żartuję:) Chciałam zobaczyć wschód słońca na oddalonych 30 km na zachód od Uluru, Kata Tjuta zwanych po ang. The Olgas. Od wielu znajomych słyszałam same superlatywy na ich temat, także po prostu musiałam je zobaczyć. Kata Tjuta co z języka aborygęńskiego oznacza „wiele głów” to grupa położonych blisko siebie co najmniej 30-stu okrągłych czerwonych skał wyrastających z pustyni. Podobnie jak Uluru Kata Tjuta liczą 550 milionów lat i są wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Unesco.
Jadąc tam po ciemku nie byliśmy świadomi, że dzień będzie pochmurny i niestety mój wymarzony wschód słońca okazał się niewypałem. Ale jak to mówią, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej byliśmy już przygotowani do wymarszu na szlak, który wprawdzie był najkrótszy, ale biorąc pod uwagę trasę, którą dzisiaj musieliśmy przejechać, nie mogliśmy niestety pozwolić sobie na dłuższe wędrówki.
To był ten dzień, który uświadomił mi, że kiedy planowałam tą wycieczkę, nie miałam zielonego pojęcia o tym jak ogromne są to odległości i że fizycznie nie damy rady wszystkiego zobaczyć tak dokładnie jak tego chcieliśmy. To był istny wyścig z czasem. Byłam na siebie wściekła, bo w Kata Tjuta są trzy szlaki, które po prostu warto przejść. Najbardziej znany i zarazem najdłuższy (7,4 km) Valley of the Winds Walk musieliśmy z bólem serca sobie odpuścić. Wprawdzie mogliśmy wejść na ten szlak i przejść tylko kawałek do tzw. miejsca Karu Lookout (2,2 km), ale bałam się, że jeśli spodoba mi się tam jak w Uluru, to chęć zobaczenia reszty zwycięży z zdrowym rozsądkiem i po prostu jak to mawiał Piotr „nigdy stąd nie wyjdziemy”.
Posłuchałam moich towarzyszy podróży i wspólnie zdecydowaliśmy przejść Walpa Gorge Walk, który liczył 2,6 km. Było wcześnie rano dlatego mogliśmy sobie na to pozwolić. Słońce, które już wzeszło cały czas kryło się pod chmurami, także nie było tego efektu kolorów, którym przywitało nas Uluru. Trasa okazała się prosta i chyba naprawdę była tylko zachętą na to co miało nas zaskoczyć w Valley of the Winds. Co ciekawe, Kata Tjuta to święte miejsce mężczyzn z plemion Anangu i Tjukurpa i kojarzone jest z siłą i niebezpieczeństwem. Może jest w tym ziarnko prawdy, gdyż krążą historie o turystach, którzy jako pamiątki zabrali ze sobą kamyk lub piasek z Kata Tjuta co jest wielkim wyrazem braku szacunku dla Aborygenów i od tego czasu prześladował ich zły los. Podobno pracownicy parku dostają dwa listy tygodniowo od tych nieszczęśników proszących o odwrócenie czaru.
Dla mnie The Olgas pozostało nieodkryte i jest to jeden z powodów, dla których chcę tam wrócić, a dla Was jest to rada, żeby na dokładne zobaczenie Red Centre przeznaczyć sobie minimum 5 dni.
Po tzw. śniadaniu pod chmurką ruszyliśmy w drogę. Było przed nami 751 km ponieważ na nocleg musieliśmy dotrzeć do Coober Pedy, miasta, gdzie życie głównie toczy się pod ziemią:)
Zostawiliśmy za sobą Uluru i Kata Tjuta oraz piękny pustynny krajobraz Northern Territory i wjechaliśmy do kolejnego stanu: Południowej Australii. Dalej pustka i czerwona ziemia, ale co ciekawe – czysta ubikacja z papierem toaletowym na środku pustyni. Po obu stronach Stuart Highway widzieliśmy mnóstwo rozkładających się już kangurów. Gnaliśmy naszą Toyotą, jedząc obiad w postaci kanapek na jednej z tzw. „rest areas”.
Mi udało się zauważyć dwa dzikie Emu, które niedługo przed nami musiały przechodzić przez jezdnię. Były bardzo zdziwione, że ktoś nagle się zatrzymał i się na nie bezczelnie gapi. Chyba nie byliśmy zbytnio interesujący, gdyż odwróciły się na pięcie i sobie poszły. Ale dla nas to było coś!
Po drodze na jednej ze stacji benzynowych spotkaliśmy również naszego znajomego rowerzystę: Michaela. Ile było radości z tego spotkania. Jeszcze bardziej spalony od słońca spokojnie jadł i nabierał sił na dalszą podróż. Żegnając go już na dobre życzyliśmy mu szerokiej drogi i dużo sił w nogach:)
Ja nie byłabym sobą gdybym nie zaliczyła choć jednej wtopy na tym wyjeździe. I było to dziś. A mianowicie na jednej z iście „outbackowej” stacji, na jakimś totalnym pustkowiu zapragnęłam wypić kawę. Pewna, że w takim zakręconym na punkcie kawy kraju, każda ze stacji posiada ekspres, wypaliłam do ekspedienta: poproszę latte. Mina tego Ozzie’go bezcenna. On chyba faktycznie pomyślał, że mówię w swoim rodzonym języku, bo totalnie niewzruszony podał mi plastikowy kubek i kazał zapłacić. Później wskazał baniak z gorącą wodą i miałam sobie sama zrobić moje „latte”. A co! To się nazywa customer service:) Klimat miejsca tak przypadł mi do gustu, że na odchodne kupiłam sobie kawałek ciasta karmelowego zawiniętego w folię. Co to był za rarytas:)
Był już prawie zmierzch kiedy dojeżdżaliśmy do Coober Pedy. Góry piasku i ziemi były wszędzie, krajobraz jednego wielkiego wykopaliska, pozostałości starych budynków, wraki samochodów. Zwiedzanie królestwa opala zostawiliśmy na jutrzejszy dzień. Byliśmy tak zmęczeni, że gnaliśmy do naszego pensjonatu – oczywiście który był pod ziemią. Rick okazał się przemiłym człowiekiem, a jego „Riba’s Underground Tent and Camping” okazał się najtańszym, a zarazem najlepszym outbackowym miejscem noclegowym. Ale o tym już napiszę w kolejnym poście:)
Cena pokoju dwuosobowego: $66
Miejsce: www.camp-underground.com.au
Wschód słońca z Uluru w oddali
Cała ekipa razem. Ten po prawej najbardziej niewyspany i zły
I tak cały czas ;)
trudno nie robić takich min skoro much pchają się bezczelnie do oczu ;)
Pożegnanie z Kata Tjuta
Jedyne dziko żyjące strusie napotkane przez nas podczas całej wyprawy
Niestety przy drodze jest ich dziesiątki
Aborygeńskie dzieci bawią się gdzie się da :)
To zadziwiające, że udało się nam spotkać Michela po raz drugi
Typowa knajpa
Może tego dobrze nie widać, ale to jest właśnie kopalnia opali
No skoro proszą
Nareszcie dziki żywy kangur !!
Uniwersalna doniczka
Wyjście z naszego hotelu
„Nie idź w stronę światełka w tunelu” powiadają. Niestety my nie mieliśmy innego wyjścia
Pole namiotowe
A tak wygląda korytarz w hotelu
Wentylacja hotelowa
Tags:emu, kangur, Kata Tjuta, outback
Trackback from your site.